fbpx
Szukaj

+48 606301358

Witamy na stronce poświęconej organizowanym wyprawom zdrowotnym i głodówkowym Ekovitaren

Gambia 2019 - kulinaria

Wrtitten by Roman Klimczyk
Category: Gambia
on 20 grudzień 2019
Odsłony: 1525
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Kulinarne wyczyny Macieja wymagały dobrego zaopatrzenia. Zabierało nam to sporo czasu i wiązało się z organizowaniem zakupowych wycieczek na targowiska warzyw i owoców oraz odwiedziliśmy targ rybny w sąsiedniej miejscowości. Za pierwszym razem pojechaliśmy tam wszyscy, motywowani ciekawością. Bardzo ekscytujące przeżycie :).

Na targowisku rybnym czas się chyba cofnął, tłumy ludzi, ogromna ruchliwość, rwetes, przekrzykiwania, kłótnie i wyglądająca na chaos działalność wszystkich tam obecnych nabrała po kilkunastu minutach znamion celowości i sensu. Przyczyniły się do tego wyjaśnienia naszego anioła stróża – Wlad-a.

DSC05451DSC05506DSC05598DSC05746


Osią tego byli przypływający z oceanu rybacy z połowem, To pod podpływające do brzegu łodzie tłumnie zbliżali się lokalni tragarze, rozładowujący ryby, a specjalizowani kupcy i pośrednicy błyskawicznie oceniali połów i licytowali się kupując najczęściej na pniu poszczególne partie ryb. Proces wydawał się być dosyć sprawnie zorganizowany i mimo że z boku sprawiało to wrażenie niesamowitego chaosu i rwetesu, przeplatanego ciągłymi okrzykami i chyba czasem i wyzwiskami, przebieg tego procesu odbywał się bardzo sprawnie.

DSC05486Ryby znikały w rozproszonych podgrupach, które czasem oprawiały je na miejscu, przepakowywały, wystawiały do sprzedaży detalicznej na licznych straganach i miejscach sprzedaży. Wiązało się to z ciągłym ruchem rozwożących ryby tragarzy, którzy śmigali z wypełnionymi po brzegi taczkami po całym placyku. Aby kupić dobre ryby , o pożądanej wielkości i stanie, trzeba było też sprawnie się poruszać. Tu Maciej okazał , że jest w swoim żywiole. Podejmował błyskawicznie trafne decyzje, szybko reagując na zauważone oferty i wystawiony towar, więc sprawnie zrobiliśmy zakupy, uzupełniając je też egzotycznymi dla nas , ale bardzo ciekawymi warzywami. Ryby przewieźliśmy w taksówkach którymi przyjechaliśmy do tego portu, wioząc je w zakupionych na miejscu torbach.

Jeszcze tego samego dnia mieliśmy smakowo-duchową ucztę którą nie da się opisać.

W miejscu zakwaterowania mieliśmy na wyposażeniu dostęp do kuchni, więc realizowane tam były wszystkie fantazje kulinarne Macieja. Cieszyliśmy się, że to nie jest wyprawa głodówkowa :).


 

DSC04958DSC04959W kwestiach kulinarnych badaliśmy delikatnie też lokalne możliwości, próbując potraw i zamawiając od czasu do czasu dania z regionalnej kuchni, ale wypadało to trochę blado przy tym, co zapewniał nam Maciej i jego wspaniałości.

Byliśmy zaproszeni na wspólne posiłki do miejscowej zaprzyjaźnionej rodziny i braliśmy udział w rytuale jaki się z tym wiązał. Było nam trochę trudno się do tego przyzwyczaić na początku, bo chyba nikt z nas nie jadł wcześniej siedząc w kręgu na podłodze i jedząc z jednej misy. Pierwszy raz dostaliśmy jako goście łyżki do jedzenia, ale po przeprowadzonych później u nas na kwaterze ćwiczeniach przy wspólnym jedzeniu całej miski krabów (wow, szkoda że nie da się opisać wrażeń smakowych – bajka..) , kolejne takie przypadki staraliśmy się przeprowadzić w sposób tutejszy, jedząc rękoma. Było przy tym wesoło i wszyscy mieliśmy z tym fajną zabawę. Było to bardzo ciekawe i dostarczyło też wielu wrażeń. Bardzo smaczne i treściwe energetyczni posiłki bardzo nas zainspirowały do dyskusji, że przygotowanie ich i spory nakład czasu odbijał się na walorach energetycznych – niewielka jak na nasze zwyczaje i możliwości ilość jedzenia powodowała że byliśmy bardzo szybko zaspokojeni jeśli chodzi o spożywanie posiłku.

Możliwe że spory udział w tym miało wspólne jedzenie ze wspólnej miski, oraz fakt, że posiłki te były przygotowywane przy użyciu otwartego ognia?

Parę dni później zorganizowaliśmy łowienie ryb na oceanie, z łodzi. I tu zabłysła nasza mistrzyni Iwonka – zdeklasowała wszystkich, nawet naszego Kapitana łodzi, łowiąc kilka sztuk baterfishy o wielkości od 2 do 4 kg. Dzięki czujności nieocenionego Wlada udało nam się zabrać cały połów ze sobą więc podzieliliśmy łupy między nas a zaprzyjaźnioną rodzinę poznanych tu fantastycznych znajomych. Często część ryb przechwytywali pomagający przy rozładunku rybacy, ponieważ rzadko zdarzało się, aby połów zabierali łowiący turyści ze sobą. Nie do końca byli z tego zadowoleni, ale i tak doceniali i cieszyli z tego że wszystkich nas pokonała Iwonka. Nikt nie mógł uwierzyć, że robiła to pierwszy raz.

Oczywiście pokonał bym ją bez problemu, ale kilka razy złowilem Gambię (rafę koralową) i usiłowałem wciągnąć na łódź cały afrykański kontynent, no i te ogromne ryby, które parę razy odgryzły mój haczyk i ciężarek :). Pozostali koledzy mieli podobne problemy więc jest oczywiste że Iwonka wygrała przez oczywisty przypadek :).

Łowienie ryb dostarczyło nam sporej frajdy, ale też zaopatrzyło na 2 dni w zapasy pożywienia co skrzętnie wykorzystaliśmy. Długo będziemy to wspominali.

Cała wyprawa okazała się cudownym przeżyciem i chwilą relaksu i wypoczynku. Oderwanie od wyścigu szczurów, nowe spojrzenie na sens życia, nabranie dystansu do codziennych kłopotów i problemów – to było potrzebne każdemu z nas. Współpraca w grupie, wspólne działania, wzajemne wspieranie się bardzo budująco i regeneracyjnie wpłynęło na nas wszystkich.

Było nam to po prostu nieodzownie potrzebne. Codzienne zdarzenia, zachowania, przepychanki słowne powodowały że było mnóstwo śmiechu i radości. Była to chyba najweselsza wyprawa w jakich braliśmy udział, na wesoło i radośnie korzystaliśmy  z tego co dostarczało nam życiie..

Przykre, że zbliża się nasz termin powrotu, ale nie myślimy o tym – korzystamy z każdej chwili :).

Skomentuj

Post comment as a guest

0 / 500 Character restriction
Twoja wiadomość powinna zawierać mniej niż 500 znaków
warunki użytkowania.

Komentarze